Proszę czekać,
trwa ładowanie danych.

Diet map





Poniedziałek, 11 stycznia 2016 | 20:33:54 Mity w diecie
Niewątpliwie jednym z najtrudniejszych do „wykarczowania”
przekazów jest ten dotyczący nabiału. Wiele osób (również tych
niemogących pochwalić się zdrowymi zębami) jak mantrę powtarza,
że jest niezbędny dla mocnych kości. No cóż, jeśli dużą część
ich wolnego czasu pochłania telewizja, mogą nie wiedzieć, że
jest inaczej. Szkoda, że mimo iż troska o silny „stelaż” tak wiele
dla nich znaczy, w ich dietetycznych poczynaniach jakoś brak
konsekwencji. Widać to po zawartości sklepowych koszyków.
Niezwykle często obok mleka i jego przetworów ląduje w nich to,
co sprawia, że wapń, choćby najlepiej przyswajalny, nie ma szans
dotrzeć tam, gdzie powinien. To dlatego, że wcześniej zostanie
z organizmu wydalony. Dlaczego tak się dzieje? Czyżby o tym
media też milczały?
h
Jednym z wielu takich mitów, którego trzymanie się na pewno
nikomu nie pomaga, jest ten dotyczący białka. Od hołdowania mu
przysłowiowy Kowalski nie będzie bardziej krzepki. Powszechne
wyznawanie go nie poprawi też skuteczności żadnej z instytucji,
przynajmniej z założenia powołanej, by wspierać zdrowie. Czy
Tobie również zdarzyło się słyszeć, że w roślinach białko wprawdzie
jest, ale... niepełnowartościowe?! Białko to budulec. Co do
tego raczej nikt nie ma wątpliwości. Skąd je zatem pozyskać?
W jakich ogólnodostępnych produktach go szukać? Podobno dr
Joel Fuhrman, badacz, któremu na sercu leży zdrowie Amerykanów,
pyta każdego nowego pacjenta: „Co zawiera więcej białka:
100 kalorii steku wołowego czy 100 kalorii brokułów?”. Zwykle
odpowiedzią jest zaskoczenie, że w ogóle w brokułach jest białko.
Jeśli identycznie sformułowane pytanie pada podczas wykładów
dla lekarzy i dietetyków, reakcja niezmiennie jest taka sama:
„Stek!”. Prawda jest jednak inna. Czy dla Ciebie to też niespodzianka?
Jeżeli tak, to może inny przykład. Natknałam się na niego
już kilka lat temu w jednej z książek p. Mai Błaszczyszyn (Nie bądź
skwaszony). Autorka pisze tak: Była kiedyś w mojej Przychodni
pacjentka — starsza osoba, mieszkająca na wsi. Cierpiała na choroby
przewodu pokarmowego: bóle żołądka, zgagę, wzdęcia, kamienie żółciowe,
problemy z trzustką, zaparcia i biegunki — na zmianę. Do tego
bóle kostno-stawowe, choroby skórne. Jadła duże ilości mięsa i nabiału,
3 - 4 razy dziennie, mało owoców, jeszcze mniej warzyw.
Bez przerwy czuła się zmęczona, senna, przygnębiona. Gdy spytałam,
dlaczego je tyle mięsa i wędlin, odpowiedziała — „żeby mieć siłę”.
„A które zwierzę jest najsilniejsze?” — zapytałam.
„Kuń!” — padła natychmiastowa odpowiedź.
„A co je kuń? Mięso, wędliny?”
„No nie — trawę, siano, owies.”
„A krowy, bawoły, słonie, żubry, goryle — też czerpią siłę z mięsa?”
„...!?”
No tak. Nie tylko „kuń” ani wymienione przez znaną biochemiczkę
zwierzęta nie jedzą mięsa.
Nie je go też smukła żyrafa ani tak potężne stworzenie jak hipopotam.
Ważący jakieś dwie i pół tony nosorożec również nie. Czy
więc taka drobina jak człowiek, w przypadku gdy za mięsem nie
przepada, ma szansę zbudować zdrowe, silne ciało? Jeśli tak, to
w czym powinna szukać pełnowartościowego budulca? Całkiem
sporą jego porcję można pozyskać, jak nie przymierzając słoń czy
nosorożec, z... zieleniny. Wcale nie potrzebujemy jej zbyt wiele,
a wymieszana chociażby z owocami może smakować naprawdę
wybornie.
Takim niezwykle szybkim sposobem na zaczerpnięcie
solidnej dawki składników odżywczych jest przygotowanie doskonałego
koktajlu.