Poniedziałek, 23 maja 2016 | 10:55:19
Słońce na dwóch kołach
Fruuu! Wiatr we włosach i 35 km na liczniku przejechane. Opony dały radę, rama też wytrzymała, a siodełko wcale nie wbiło się w 4litery. Sezon rowerowy rozpoczęty. Dieta plus ruch. Mam nadzieję, że ten związek, ta relacja da efekty nie tylko estetyczne.
Reaguję na ryby alergicznie. Rozumiem ich sens i potrzebę, jednak wszystko co jest z nimi związane przyprawia mnie o dreszcze. Wołowinka i wieprzowinka są mi zdecydowanie bliższe. Ptactwo znoszę i toleruję. Co tu zrobić, żeby ryby mnie nie "mordowały", a "parzystokopytne" nie nęciły?
Reaguję na ryby alergicznie. Rozumiem ich sens i potrzebę, jednak wszystko co jest z nimi związane przyprawia mnie o dreszcze. Wołowinka i wieprzowinka są mi zdecydowanie bliższe. Ptactwo znoszę i toleruję. Co tu zrobić, żeby ryby mnie nie "mordowały", a "parzystokopytne" nie nęciły?
Serwis internetowy DietMap wykorzystuje pliki cookies, które umożliwiają i ułatwiają Ci korzystanie z jego zasobów. Korzystając z serwisu wyrażasz jednocześnie zgodę na wykorzystanie plików cookies. Szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Zastrzeżenia Prawne.
Jest tak dużo różnych pomysłów jak "schować" rybę, np. w tortilli ostatnio miałam łososia, coś pysznego... ale nie lubisz bo ości czy zapach? Dobrze zrobiona ryba smakuje przecież lepiej niż niejeden kotlet ;) Pozdrawiam K.
Okonia, czy sandacza smaruję masłem z zieloną pietruszką, zawijam we folię aluminiową i do piekarnika. Dla zabicia smaku ryby niektórzy próbują np. czosnku, koperku, cytryny. Niewiele to daje ale można próbować. Mnie też bardziej nęci mięcho niż rybka. Jem je, bo ponoć są zdrowe. Czasami robię sałatkę z tuńczyka, ale rzadko, bo tam trochę majonezu i ketchupu wchodzi. Mój ruch to joga. Muszę wyciszyć nerwy. Rozciąganie w ciszy i skupieniu to dla mnie najlepszy wyczyn sportowy ;-) Na rowerze nie potrafię jeździć ale wiem, że jest to przyjemne w niektórych warunkach. Ja mam 32 km z domu do pracy, więc w rachubę wchodzi tylko samochód, bo połączenia autobusowe są kiepskie a innych w ogóle nie ma. Cały czas zastanawiam się, co tak gnało mego męża na wiochę? Są pewne uroki, ale mnóstwo przeszkód na co dzień.
Łososia lubię - wędzonego. Ości i ten cudny aromat morskiej czy jeziornej wody czosnek i cytryna ukryje, ale mięsa, którego nie trzeba gryźć już nie ma jak zmienić. Joga jest super, pod warunkiem, że jelita są wolne od atrakcji spowodowanych zmianą diety. Wyginam śmiało ciało... częściej na rowerze. Kręcenie pedałami jest jak mantra - po 10 km mózg przestaje wreszcie rozmyślać i zajmuje się utrzymaniem równowagi. A "wiocha", pewnie, że ma uroki. O ile ma się dorosłe dzieci i nienormowany czas pracy.
Moja zmiana diety działa właśnie idealnie na jelita. Nic tam nie zalega, gluten gnił, bezglutenowy chleb nie fermentuje. Tym lepiej dla jogi :-) Mantra przy pedałowaniu na rowerze - jak najbardziej wskazana. Wiocha niewiele ma uroku w sobie - wszędzie za daleko, zwłaszcza przy pełnym etacie w odległym mieście. Ale dieta ma mi dodać siły, więc będę śmigać, aż będzie furczeć. Do jogi wracam za tydzień, bo miałam kontuzję ścięgna w stopie pod kostką. Schodziłam ze schodów jak ta niedorajda, to mi się coś naciągnęło i stan zapalny zabolał. Jeszcze kilka dni i będzie dobrze. Jak tam wypady rowerowe w długi weekend?